16 maja 2010 roku cały przemysł rocka i metalu po prostu zamarł. To właśnie wtedy świat obiegła wieść o śmierci Ronniego Jamesa Dio, legendarnego wokalisty, wielkiego człowieka, „Pavarottiego metalu” idąc za Jackiem Blackiem. Dio w swoim życiu zdążył budować kilka niezmiernie ważnych zespołów (Black Sabbath, Dio, początkowe Rainbow oraz Heaven and Hell), nagrał kilkadziesiąt świetnych utworów („Temple of the King”, „Man on the Silver Mountain”, „Kill the King”, „Die Young”, „Heaven and Hell i wiele, wiele innych), zyskał ogromny szacunek innych muzyków, krytyków i, oczywiście, fanów. Nie dziwi więc fakt, że prędzej czy później musiało do tego dojść. Do czego? Do nagrania albumu, który byłby hołdem dla tej barwnej, ciekawej i genialnej postaci. Albumu, który wyraziłby podziw dla jego umiejętności, pomysłowości, dla jego zdolności pisania ogromnych przebojów. Na przełomie marca oraz kwietnia płyta ta, zatytułowana „Ronnie James Dio: This Is Your Life”, ujrzała światło dzienne. I totalnie mnie zmiotła.
Ronnie tworzył muzykę od 1957 do 2010 roku. Współpracował z wieloma znamienitymi postaciami rocka i metalu, nagrał, jak już zdążyłem wspomnieć, wiele znakomitych i powszechnie cenionych piosenek. Dla wielu był inspiracją, dla wielu dobrym kolegom; słowem – był szanowany i lubiany.
Swój hołd, w postaci coveru wybranej piosenki oddali mu więc wielcy świata ostrzejszych brzmień: od Tenacious D i Anthrax, przez Halestorm i Motorhead, a na Scorpionsach i Metallice kończąc. Każdy z występujących na płycie zespołów/artystów (kilka utworów jest dziełem kilku znanych muzyków, zebranych na potrzeby nagrania danego kawałka) nagrał po jednym coverze, co dało w sumie 14 piosenek. Wybór ten jest de facto zbiorem „The Best Of…” uzupełnionym jednym utworem od samego Ronniego – tytułowe „This Is Your Life”. Na płycie tej nie mogło więc zabraknąć kawałka Black Sabbath „Neon Knights” z 1980 roku, utworów autorstwa zespołu Dio, takich jak „The Last in Line”, „Egypt (The Chains Are On)” czy „Rainbow In The Dark” oraz nieśmiertelnych hitów nagranych z Rainbow.
Coverowanie to wbrew pozorom ciężki kawałek chleba. Z jednej strony udany cover musi w jakiś, to naturalne, sposób nawiązywać do oryginału, a z drugiej powinien się od niego różnić, prezentując nowe pomysły i nową jakość, uzasadniając powód powstania takiej piosenki. Z wielką ulgą i niekłamaną przyjemnością mogę powiedzieć, że na całej płycie „Ronnie James Dio: This Is Your Life” nie ma ani jednego kawałka, który by tych kryteriów nie spełniał. Każdy, naprawdę każdy utwór, jest zagrany co najmniej dobrze, kilka bardzo dobrze, a niektóre są po prostu wyśmienite. I mówię tu jako człowiek, który Dio ceni i lubi, ale nie jest jego maniakalnym psychofanem. Wystarczy odpalić płytę, by już od razu poczuć się dobrze. Cały krążek otwierają chłopaki z Anthrax, nadając stareńkiemu „Neon Knights” nowy drive, świeżą, lekką thrashową energię i jeszcze większą moc. Następny utwór, „The Last In Line” od Tenacious D, chociaż różni się charakterem (jest bardziej rockowy, odrobinę bardziej stonowany, kierunkujący swe uderzenia w trochę inne rejony), również nadaje tej piosence nowe życie i nowocześniejsze brzmienie. Mógłbym dosłownie tak samo opisać pozostałe covery – każdy z nich jest bowiem dziełem naprawdę udanym i znakomicie zrealizowanym, mającym swój wewnętrzny sens, a także pomysł na siebie. Zamiast więc opisywać po kolei wszystkie kawałki skupię się na tych najlepszych. A jest ich kilka. Oprócz otwierającego duetu znakomicie wypadła przeróbka „The Temple of the King” z debiutanckiej płyty Rainbow z 1975 roku. Piosenka ta, a właściwie ballada, nie jest specjalnie łatwa do zagrania, lecz zespół, który podjął się tego zadania, Scorpions, doskonale poradziła sobie z zadaniem. „The Temple of the King” A.D. 2014 z jednej strony doskonale uchwycił klimat oryginału, a z drugiej dodał mu więcej przestrzeni, zainwestował w mocniej i lepiej brzmiące gitary oraz został po prostu lepiej (od strony jakości dźwięku) nagrany. Podobna sytuacja ma miejsce w kolejnym utworze – „Egypt (The Chains Are On)”, którego podjęła się niemiecka wokalista Doro. Z jednej strony to co było w tym utworze pozostało, z drugiej zaś dodano kilka ciekawych rozwiązań, przez co piosenka ta z powodzeniem może cieszyć się drugim życiem.
httpvh://www.youtube.com/watch?v=bkysjcs5vFU
Chociaż cała płyta daje czadu, to najlepsze rzeczy pozostawiono na sam koniec. Najpierw słuchacz otrzymuje jeszcze ostrzejszą, jeszcze bardziej hard-rockową, jeszcze bardziej „kozacką” wersję „Man On The Silver Mountain”, a potem niespełna 10-minutowy maraton hitów Ronniego w wykonaniu Metalliki. Chociaż w tym pierwszym kawałku wokal Roba Halforda, wokalisty Judas Priest, bezsprzecznie jest gorszy od wokalu Dio (co w tej piosence słychać chyba najbardziej), to całość robi naprawdę fenomenalne wrażenie, budząc podziw i uznanie. Utwór ten jest momentem nabuzowanej energii, mocy i nieskrępowanej radości z grania. Jeszcze lepszą rzecz (jak dla mnie najlepszą z całej, i tak znakomitej(!), płyty) zaserwowała nam wszystkim Metallica. Jak już napisałem Meta zaproponowała kilka (a dokładniej – cztery) skompilowanych ze sobą kawałków Dio: „A Light in the Black”, „Tarot Woman”, „Stargazer” oraz „Kill the King”. Każdy z tych utworów brzmi doskonale, a wieńczące wszystko „Kill the King” – szybkie bezkompromisowe, z thrashowym charakterem i mocnym uderzeniem – jest naprawdę GE-NIAL-NE.
Co z tego, że Lars, jak zwykle, gdzieś tam nie wszedł na czas, że wokal Jamesa nie jest tak dobry jak głos Dio?! Tak energetycznej i pozytywnie naładowanego kawałka metalowego nie słyszałem już dawno. Metallica pokazała całą tą kompilacją oraz „Kill the King” wielką formę oraz świeżość jakiej nie widziałem u niej od lat. Po wielokrotnym odsłuchu (a raczej skatowaniu) tego coveru nie mam dość i wciąż mam ochotę na więcej. Te niecałe 10 minut zjadają całe dwupłytowe „Garage Inc.” (od koszmarnych przeróbek Nicka Cave’a, a na przyzwoitych coverów np. Motorhead z tej płyty) na śniadanie. Ronnie James Dio to postać wielka. I tak też jego pamięć została uczczona. W naprawdę wielki sposób. Płyta „Ronnie James Dio: This Is Your Life” to album wypełniony po brzegi znakomitą muzyką, ostrymi riffami, mocnymi uderzeniami i doskonałymi wykonaniami. Krążek ten pokazuje również jak niezwykle płodnym artystom był Ronnie i jak wiele hitów mu zawdzięczamy.
Czy jest coś na tym albumie, co mi się nie podobało? Tak – i to nawet kilka rzeczy. Po pierwsze po cichu liczyłem na jakiś odrobinę mniej oczywisty utwór (najbardziej żałuje braku mojego ukochanego „Die Young”), który zaprezentowałby Ronniego od innej strony. Po drugie niezwykle żałuje, że cover „Heaven and Hell” ukazał się tylko na japońskiej edycji specjalnej – szkoda, bo i piosenka ważna, i dobrze by na tym krążku pasowała. I na koniec – jakość nagrania. Choć podobnie jak w wypadku ostatniej płyty od Black Label Society nie było źle, to zachwycająco też nie za bardzo. Skoro ściąga się na jeden longplay takie (TAKIE!) gwiazdy, to można było się postarać o jakieś przyjemniejsze w jakości nagranie. A tak otrzymaliśmy coś, co jest rzeczą przyzwoitą – ale niewiele więcej.
Zastanawiałem się jak dobrze i zgrabnie zakończyć tę recenzję – czy „rypnąć” kolejny akapit, w którym ponownie roiłoby się od samych superlatyw? A może skończyłbym ten tekst jakimś fajnym cytatem z piosenek Ronniego Jamesa Dio? W końcu wymyśliłem coś, co podsumuje tę recenzję najlepiej. Wg. mnie płyty powinny trwać od ok. 38 do 45 minut. Inaczej są dla mnie za długie, za bardzo przekombinowane i w efekcie zwyczajnie nudne. „Ronnie James Dio: This Is Your Life” trwa prawie 70 minut a ja bez najmniejszego cienia wątpliwości mogę stwierdzić, że to stanowczo za mało.
Autor: Batrosz Pacuła
9+/10
Lista utworów:
- „Neon Knights” – Anthrax*
- „The Last In Line” – Tenacious D*
- „The Mob Rules” – Adrenaline Mob
- „Rainbow In The Dark” – Corey Taylor, Roy Mayorga, Satchel, Christian Martucci, Jason Christopher*
- „Straight Through The Heart” – Halestorm*
- „Starstruck” – Motorhead with Biff Byford*
- „The Temple Of The King” – Scorpions*
- „Egypt (The Chains Are On)” – Doro
- „Holy Diver” – Killswitch Engage
- „Catch The Rainbow” – Glenn Hughes, Simon Wright, Craig Goldy, Rudy Sarzo, Scott Warren*
- „I” – Oni Logan, Jimmy Bain, Rowan Robertson, Brian Tichy*
- „Man On The Silver Mountain” – Rob Halford, Vinny Appice, Doug Aldrich, Jeff Pilson, Scott Warren*
- „Ronnie Rising Medley (Featuring A Light In The Black, Tarot Woman, Stargazer, Kill The King)” – Metallica*
- „This Is Your Life” – Dio