Już w tą środę (11.03, Klub Firlej), czwartek (12.03, B90), piątek (13.03, Blue Note) oraz sobotę (14.02, Hybrydy) wystąpi w Polsce zespół PHILM i po wywiadach z Davem Lombardo oraz Gerrym Nestlerem przyszła pora na rozmowę z basistą kapeli Francisco 'Panchem’ Tomasellim. 20 lutego 2015 roku w ponad 45. minutowej wypowiedzi dla DeathMagnetic.pl, Francisco 'Pancho’ Tomaselli ostrzegł polskich fanów, że szykują się bardzo głośne i mocne gigi oraz doradził zabrać ze sobą zatyczki, ponieważ zespół zamierza „zgwałcić” nasze uszy. Basista awangardowego zespołu mówił także o piciu wódki, swoim ulubionym polskim daniu, nowej sygnaturze basowej PT-4 od ESP oraz w jakich okolicznościach dołączył do kapeli Dave’a Lombardo. Transkrypcję oraz tłumaczenie całości wywiadu możecie przeczytać poniżej.
Hell-o tutaj Mateusz 'Mate’ Sendecki z DeathMagnetic.pl i dziś będziemy mieli zaszczyt porozmawiać z nastawioną na dobry beat basową bestią, człowiekiem z War i członkiem nadzwyczajnej formacji PHILM – Franciscem 'Pancho’ Tomasellim!
To ja!
We własnej osobie! Jak leci Pancho?
Wszystko w porządku, stary! Sorry za małą obsówę, ale walczyłem z moim nowym pedalboardem, który zamierzam zabrać ze sobą do Europy. Chciałbym ukręcić jakieś świeże brzmienia basowe na tą część trasy i bardzo się cieszę, że wracamy z naszą muzyką do Polski! Kocham Polskę i nie mogę się doczekać aż do was wpadniemy!
Świetnie to słyszeć! I choć przygotowałem dla ciebie inne pytania to ciekaw jestem co tam masz teraz na swoim pedalboardzie?
Och, właśnie podpisałem kontrakt z Aguilar Electronics, bo używam ich przystawek na mojej basowej sygnaturze, i przysłali mi kompresor, oktawer basowy oraz Tone Hammera, którego używam jako przedwzmacniacza. Mam też inne zabawki takie jak reverby i flangery. Wybieramy się do Nowego Jorku, by nagrać awangardowo-jazzowe aranże PHILM i kompletuje po prostu pedalboarda, byśmy mogli uzyskać naprawdę szalone brzmienia.
Tobie zawsze udaje się wydobywać w PHILM szalone dźwięki! Przykładowo we wspomnianych przez Dave’a jazzowych wersjach waszej muzyki w Sao Paulo. Czyj to był pomysł, by zacząć grać w ten właśnie sposób?
No cóż, zawsze lubiliśmy eksperymentować. I myślę, że głównym powodem tego była nuda podczas rejsu tym wycieczkowcem. Zagraliśmy nasze gigi, mieliśmy przed sobą 3 dni nicnierobienia, a Gerry’emu udało się znaleźć pianino wraz ze wzmakiem basowym w jakimś holu. Więc postanowiliśmy wykonać te same kawałki z tym, że zamiast gitar użyliśmy pianina. Zamiast rockowego basu postawiłem na jazzowy bas spacerujący i całość wypadła naprawdę świetnie, człowieku. To było cholernie zwariowane.
Nie mogę się doczekać, aż usłyszę to na własne uszy, może podczas waszych polskich koncertów! I jeszcze w temacie tego rejsu oraz Sao Paulo – wygląda na to że ty i Dave mieliście niezły ubaw jammując z Andreasem Kisserem z Sepultury, prawda?
O tak, stary! Uwielbiamy chłopaków z Sepultury. Andreasa, Paulo, ich nowego bębniarza Eloya, wokalistę Derricka… Wszyscy są strasznie fajnymi ludźmi. I dla mnie starego rockera granie pomiędzy Lombardo i Kisserem było czymś kurewsko świetnym! Pamiętam jeszcze czasy licealne, kiedy słuchałem Sepultury headbangując łbem aż do bólu, a teraz… jammuję sobie z Kisserem! Jest niesamowitym człowiekiem i bardzo, bardzo dobrym muzykiem. Mieliśmy też okazję spędzić razem trochę czasu i pójść z nim i jego żoną na brazylijskie żarcie do miasta. Człowieku, to są po prostu wspaniali ludzie!
No to co w takim razie ciekawego jedliście?
Och jak wiadomo Brazylia słynie z wołowiny, więc zjadłem potrawę która nazywała się Ronaldinho [jak wiadomo w Brazylii wszystko kręci się wokół piłki nożnej – przyp. Pancho Tomaselli]i składała się z filet mignon, ryżu i sałatki. Bardzo proste, ale i też bardzo smaczne jedzenie.
Mam nadzieję, że w takim razie będzie ci smakowała polska kuchnia!
Och, ja uwielbiam polskie żarcie, w szczególności to danie składające się z nóżki z kością, którą je się jak barbarzyńca! Wiesz o czym mówię?
Zdecydowanie!
I do tego wódkę z odrobiną soku, ach nie będę się u was oszczędzał. Już mi się gęba cieszy! [śmiech]
Te rzeczy oczywiście znajdziesz JEDYNIE w Polsce, Pancho i miło nam to słyszeć, że je lubisz!
Wiesz, w sumie to nie piję alkoholu… Ale jak przyjadę do Polski to muszę napić się wódki! [śmiech]
[śmiech] O cholera to niesamowite, że tak mówisz! I fakt mamy tutaj najlepszy alkohol, a ta nóżka z kością o której wspominałeś nazywa się 'golonka’.
Golonka?
Dokładnie i robi się je z wieprzowiny.
Świetnie!
Ale wróćmy do rejsu w Sao Paulo. Zauważyłem na zdjęciach z waszego oficjalnego Facebooka, że miałeś na sobie T-shirt z „Rush Project”. Lubisz muzykę tego projektu [kanadyjski muzyczny trybut kapeli Rush – przy. Red.]i samego Rusha?
Chyba każdy lubi twórczość Rusha, ale przyznam, że ich muzyka nigdy nie miała wpływu na mój styl gry, bo to co grałem było zdecydowanie cięższe. Słuchałem i grałem sporo Iron Maiden, Sepultury, Slayera aż strzeliło mi 17 lat i kupel podrzucił mi płytę Jaco Pastoriusa, która wyjebała mnie w kosmos. I już od pierwszego odsłuchu Jaco przestałem słuchać metalu, aż do momentu, kiedy 5 lat temu Dave do mnie zadzwonił. [śmiech] Przez ten czas zapomniałem o metalu i powiedziałem sobie: „Ok, jestem już za stary by to grać”. No i zacząłem grać z innymi kapelami i artystami jak Eric Burdon z The Animals, Tower of Power, War oraz inne bandy wykorzystujące stary dobry funk. Jest w tym gatunku całkiem sporo miejsca na bas, co mi się niesamowicie w nim podoba. I tak na dobrą sprawę nauczyłem się gry na basie właśnie przez funk i granie w tych legendarnych kapelach. Ale wracając do powrotu do metalu – tak jak już powiedziałem jakieś 5 lat temu zadzwonił do mnie Dave i zapytał: „Chcesz pograć w mojej kapeli? Jest dosyć ciężka”, a ja odpowiedziałem: „No jasne, możemy spróbować!” I tak właśnie dołączyłem do PHILM.
Kolejna, świetna historia od PHILM! Wasz band jest ich pełny! Wracając do twojego stylu gry to jak sam przyznajesz masz silne podłoże funkowe. A co w takim razie ze slappingiem?
No cóż jak to wszystkim mówię – nie lubię trzepać! [od „to slap” – „trzepać”, „dawać klapsa”][śmiech] Oczywiście czasami slapuję, nawet prowadziłem warsztaty basowe na ten temat i posiadam jakąś własną technikę w tej kwestii. Jednak muszę przyznać, że czuję więcej groove’u w graniu palcami. Brzmienie też jest wtedy o wiele głębsze. Lubię slapping, ale mimo wszystko wolę grać palcami. Nie używam też kostki – wystarczą mi dwa palce. To zdecydowanie old-schoolowe podejście do grania na basie i choć pod innymi aspektami trochę od niego odbiegam, to ogółem mój styl to granie a’la James Jamerson, Willy Weeks czy Rocco Prestia. W moim stylu znajdziesz więcej rhythm’n’bass, funku, reggae oraz afrobeat’u niż rocka. Wymyśliłem co prawda parę ćwiczeń technicznych związanych ze slapem, ale były one dość niedopracowane. Wciąż można znaleźć je w sieci na takich portalach jak przykładowo Dangerous Guitar. Co ciekawe uczyłem innych techniki, którą tak naprawdę stosuję tylko do rozgrzewek niż do właściwego grania slappingiem. I jeżeli ktoś poprosi mnie o zagranie jakiejś partii slapem to oczywiście to zrobię, ale nie widzę się w tworzeniu muzyki jedynie tą techniką.
Więc nie kręci cię za bardzo slapping… i używasz tylko dwóch palców, tak?
Dokładnie, zazwyczaj działają dwa paluchy, choć na „Fire From The Evening Sun” jest jeden utwór w którym używam 3 palców, co daje efekt ironmaidenowego galopu. Chodzi oczywiście o kawałek 'Lady Of The Lake’. I jak jesteśmy przy Iron Maiden to nawet jak będę miał już ponad 100 lat to wciąż będę mówił, że ich uwielbiam!
Podobnie jak ja! Steve Harris jest po prostu…
Bogiem! Jest pierdolonym bogiem rockowego basu! I wiesz, miałem okazję spędzać czas z supergwiazdami rocka takimi jak Eric Burdon z The Animals, zespołami pokroju Tower of Power, War, grałem też z nimi hity takie jak 'The House Of The Rising Sun’. Mówię o artystach z ponad 50-letnim rockowym stażem i zawsze udawało mi się utrzymać moje nerwy na wodzy w towarzystwie takich rockerów jak ZZ Top czy Steve Miller. Ale w dniu w którym spotkam Steva Harrisa po prostu zesram się w gacie [śmiech]. I stary, zapytam go chyba o wszystko o co tylko się da zapytać!
Zrobiłbym dokładnie to samo Pancho [śmiech]
Jest jeszcze jedna osoba przy której zachowałbym się w ten sposób – Cliff Burton. Cliff miał na mnie ogromny wpływ jeżeli chodzi o ciężkie granie, a nawet większy niż Steve Harris. Cliff Burton i Geezer Butler z Black Sabbath są tymi którzy sprawili, że pomyślałem: „Tak, chcę grać to gówno!” gdy byłem mały. Następnie pojawili się Maideni, ale jeżeli chodzi o Cliffa to nawet nie rozumiałem tego co on wyprawia, bo był kimś ponad basem. Myślałem: „O w mordę, on gra partie gitarowe na basie, co on wyprawia?!” I to tylko palcami, bez używania kostki!
Dokładnie! Tak jak w 'Orionie’ Metalliki, gdzie Cliff gra solo basowe, miałem tak samo jak ty! „O solo. Co, to nie była gitara?! Ja pierdzielę!”
Tak i trochę zawstydzającym jest fakt, że dopiero na „Master Of Puppets” Cliff zaczął tak naprawdę pokazywać na co go stać, a wspomniany przez ciebie 'Orion’ jest tego najlepszym przykładem. I nie przypominam sobie bym kiedykolwiek słyszał coś podobnego, zadawałem sobie pytanie: „Co to jest? Co to za 'mroczna gitara’?” A to był bas, zharmonizowany bas, bas wielowarstwowy i dźwięczny niczym sekcja smyczków. Jestem też szczęśliwy, że mogłem posłuchać samej, wyciętej linii basowej z tego kawałka i jest po prostu niemożliwa! Cliff opuścił nas za wcześnie.
Niestety. Miał jeszcze tak wiele do zaoferowania basistom…
Dokładnie. Miałem okazję to samo powiedzieć jego ojcu Ray’owi Burtonowi podczas NAMM Show na którym promowałem moją pierwszą sygnaturę basową od ESP. Sam do mnie podszedł, porozmawialiśmy trochę i podpisał mój bas bo powiedziałem, że musi to zrobić! Powiedziałem mu, że jgo syn był powodem dla którego sięgnąłem po bas. A wiesz co on mi na to odpowiedział? „Cliff odszedł zbyt szybko po to by ludzie tacy jak ty robili to, czego on nie mógł dokończyć” I te słowa napełniły mnie taką siłą, że tu i teraz mogę powiedzieć całej Polsce – razem z PHILM zamierzam przywrócić bas ciężkiej muzyce! To jest moja robota. Chcę, żeby gitara basowa ponownie zagościła w mocnych brzmieniach.
I już to robisz perfekcyjnie! Sam jestem basistą i uwielbiam twoje ścieżki! Masz funkowy feeling, ale to co grasz jest również ciężkie. Słychać w twoich liniach basowych tą ciemną nutę, ten mroczny bas o którym przed chwilą wspomniałeś. Ale wracając do moich pytań – co według ciebie jest najlepszą cechą twojej sygnatury basowej ESP PT-4?
Cóż, przede wszystkim to wiosło w którym nie ma miejsca na coś ozdobnego. To instrument dla ciężko pracujących muzyków takich jak ja. I to właśnie jest jej najlepszą cechą. To gitara która wytrzyma wiele tras i sporo obić. Jest wyposażona w przystawki i elektronikę Aguilara, mostek Babicza i hebanową podstrunnicę, której brzmienie uwielbiam. I zdecydowałem się na niebieski, nie czarny korpus. Myślę stary, że mam póki co dość czarnego koloru. Tak, wiem przyznanie się do tego przed metalową społecznością jest świętokradztwem, ale zdałem sobie teraz sprawę, że po prostu kocham kolory, człowieku! Ubierałem się w czarne ciuchy przez prawie 40 lat, więc chyba już tego wystarczy. Więc chciałem by korpus mojego wiosła miał głęboki, a zarazem ciężki kolor, coś zbliżonego do granatu. I tak wybrałem barwę aqua blue. Wciąż ma w sobie sporo z czerni, lecz ciemno-niebieski odcień sprawia, że przypomina ona kolor Pacyfiku.
Bardzo podoba mi się twoja sygnatura i chociaż posiada stylistykę jazzową, to wciąż posiada pazur i potrafi pewnie nieźle drapnąć! Ma 21 progów, prawda?
Tak jest! Początkowo myślałem o dłuższej skali i o 24 progach, ale na obecnym etapie mojej kariery stwierdziłem, że trzeba pokazać ludziom, że bas musi być przede wszystkim basem! Zapomnijcie o 24 progach! Tak szczerze mówiąc nawet ja żeruję tylko na pierwszych siedmiu z nich! [śmiech] Spowodowane to jest też naturą linii basowych obecnych w PHILM. Często ludzie się mnie pytają: „Hej, człowieku jak ty to robisz? Jak ci się udaje grać tak cholernie szybko?”, a moja odpowiedź na te pytania jest następująca – ogarnijcie sobie lepiej kto jest kurwa moim perkusistą! Gram z Davem Lombardo, więc MUSZĘ grać jak Dave Lombardo z tym, że na basie! Tak samo, gdy gram z Tower of Power to muszę grać jak David Garibaldi. Gram do mojego perkusisty i jeżeli on odlatuje to ja razem z nim. I tym celom właśnie służy moja sygnatura – musi pulsować jak w PHILM i musi być w niej obecna dynamika znana z Tower of Power oraz War. Po prostu chciałem grać różne gatunki muzyczne pojedynczą gitarą basową, bym nie musiał targać ze sobą w trasę 5 różnych basów.
A co z twoją wcześniejszą, czarną sygnaturą z przystawkami EMG?
Och to totalnie inna bestia. To jazz bass na sterydach. Zbudowałem ten bas pod PHILM. Chciałem by miał wygląd jazz bass’a, bo w latach 70. czyli i również w War większość linii basowych powstawało na takich właśnie modelach gitar. Taką gitarę miał też oryginalny basista War B.B. Dickerson. Więc chciałem mieć jazz bass, który będzie przyzwoicie grał, nawet gdy obniżę go do C#-F#-B-E, czyli stroju, na którym gram w PHILM. Całość przesunięta o tercję niżej. Gerry gra na innym strojeniu nawet kurwa nie wiem jakim! [śmiech] Ale to zupełnie inna historia. On jest szalony. Czasami po prostu nie mam pojęcia co on wyprawia z instrumentem – jest niesamowity! Ale wracając do twojego pytania – potrzebowałem wiosła, które będzie wyglądało jak jazz bass, ale by jednocześnie miało zarówno aktywne jak i pasywne brzmienie na co pozwalały przetworniki EMG X. Powodem dla którego miałem takie wymagania był fakt, że grając z PHILM moje jazzowe pasywniaki nie radziły sobie zbyt dobrze z wyciąganiem stroju C#. Natomiast aktywna elektronika jest stworzona do grania w obniżeniu.
I mamy nadzieję usłyszeć te niskie tony na zbliżających się 4. gigach w Polsce!
Och jestem strasznie szczęśliwy, że zagramy aż 4 koncerty u was!
My też jesteśmy zszokowani! Cztery pierdolone gigi PHILM w Polsce!
O tak! Byliśmy już w Polsce parę lat temu na Drum Feście, gdzie pojawiły się pewne przeszkody, ale nie z samym festiwalem, bo był wspaniały, lecz z powrotem do Polski. I tak próbowaliśmy, próbowaliśmy i jeszcze raz próbowaliśmy dobijać się do każdego promotora w waszym kraju aż BUM! Cztery zabukowane gigi na które się cholernie cieszymy!
Golonka i wódka będą na ciebie już czekały!
Człowieku nie mogę się tego doczekać i jeżeli się zobaczymy to nie krępuj się, łap za mój bas, bo chcę ci go pokazać, pograj na nim i się w niego wczuj! Kolejną rewelacyjną sprawą w mojej sygnaturze jest to, że jest maksymalnie dopakowany pod kątem technicznym a kosztuje mniej niż 4 tysiące złotych!
No tak, trzeba przyznać, że cena twojego basiura jest bardzo kusząca…
Ha! No wiesz, możemy pogadać o tym poza nagraniem i coś bym ci na pewno doradził [śmiech]
Faktycznie rozważałem kupno twojej sygnatury, choć powiem ci, że myślałem o 24-progowcu, ponieważ moje poprzednie wiosło miało właśnie 24 progi i się do takiego gryfu przyzwyczaiłem. Ale to co mówisz ma sens…
Dokładnie, wszystko obraca się wokół odpowiedniego basu! [śmiech] Uwielbiam grać solówki basowe i zapędzać się na wyższe progi by tam trochę poszaleć, ale nie ma niczego lepszego od podtrzymywania tłustego groove’u i pozwolenia by gitarzysta po prostu odpłynął! I to co udało mi się zauważyć podczas naszych PHILMowych gigów, to że wiele lasek uwielbia zatracać się w tym groovie. Dziewczyny po prostu zaczynają tańczyć! Trudno by było zobaczyć coś takiego na koncercie Slayera, ale z drugiej strony nie ma przecież lasek na koncertach Slayera [śmiech] Ale sam fakt, że widzę też kobiety na koncertach PHILM sprawia, że jestem szczęśliwy. Oznacza to, że nasza muzyka jest naprawdę dla każdego.
Zgadza się, zdecydowanie to się zgadza. Wasza muzyka jest uniwersalna, unikalna i jest mieszanką tak wielu odmiennych stylów. Tak jak już wiele razy powtarzałem – elemnty funku, rocka, thrashu i cholera, nawet wodewilowego grania z tymi przebiegami na pianinie. Jestem totalnie zakochany w waszej muzie! Więc używasz 21 progów. A czy kiedykolwiek bawiłeś się 5. i 6-strunówkami?
Tak, próbowałem wiele lat temu. Miałem sześciostrunową, bezprogową gitarę, która była wspaniała. Ale kiedy mam więcej strun niż ich rzeczywiście potrzebuję to zaczynam odwalać gówno, którego nie powinienem odwalać. Gdy mam w rękach sześciostrunowca to chcę grać akordowo, chcę grać melodyjnie bo mam ku temu możliwości dzięki dodatkowym strunom. Jeżeli chodzi o 5-strunówki miałem ich parę ale nigdy mnie specjalnie nie jarały. I mimo wszystko najlepiej się czuję z basem z czterema strunami. Mniej strun i mniej progów sprawia, że moje linie basowe są prostsze. Dodatkowo, dzięki temu, że nie gram na piątkach, nastrajam moje wiosło dość nisko. W efekcie tego wszystkiego otrzymuję feeling czterostrunowego, tradycyjnego basu zachowując jednocześnie dające kopa w ryj, ciężkie dźwięki. Wiesz, nigdy nie miałem aż takiej chcicy na 5 strun a gdy mnie coś takiego napadło, to wziąłem swojego Fendera, przestroiłem go do B-E-A-D i brzmiał perfekcyjnie. Więc żadnych piątek.
A jak twoja sygnatura radzi sobie z częstym przestrajaniem?
Tak jak już powiedziałem mam parę moich sygnatur basowych w różnych ustawieniach i strojach i z każdym z nich wiosło radzi sobie świetnie. Inną sprawą jest fakt, że mój ulubiony rozmiar strun jest na tyle dobry, że mogę stroić bas zarówno do standardu E jak i C#. Używam strun o grubości 50-110 i choć czasami potrafią byś przy standardzie E dość napięte, to dają sobie z nim świetnie radę.
I właśnie odpowiedziałeś na moje kolejne pytanie, które dotyczyło używanej przez ciebie grubości strun w basie! Zatem wróćmy do koncertów w Polsce. Będziecie grali u nas w 4. klubach. I zastanawialiśmy się czy preferujecie zamknięte przestrzenie czy może granie na świeżym powietrzu?
Wolę zamknięte, po brzegi wypełnione i ociekające potem kluby, gdzie mogę ogarnąć wzrokiem całą publiczność i się z nią naprawdę zżyć. A gdy wychodzisz na otwartą przestrzeń i grasz dla 25-tysięcy ludzi o tak na dobrą sprawę mogę się skupić jedynie na pierwszych 50. osobach stojących przede mną. Cała reszta to miliard obcych oczu wpatrzonych we mnie. A gdy gram w małym lokalu, to wychodzę do ludzi, ściskam im ręce, jeżeli palę jointa to puszczam go w publikę, to jest po prostu to co lubię robić! Jestem cholernie towarzyskim kolesiem. Lubię znać ludzi dla których będę grał.
W takim razie spodobają ci się gigi w Polsce – 4 bardzo klimatyczne kluby w których na pewno będziesz się świetnie bawił! Zmieniając temat – pierwszy raz spotkałeś się osobiście z Davem na jednym z jego warsztatów perkusyjnych, prawda?
Zgadza się.
A co ciebie skłoniło, by pójść na tego rodzaju warsztaty? Czyżby sprawił to sentyment do bębnienia, bo z tego co mi wiadomo powiedziałeś kiedyś, że gdybyś nie grał na basie to byłbyś perkmanem.
[śmiech] Tak, zdecydowanie byłym perkusistą! I to jest świetne pytanie, bo mam młodszego brata, który był ogromnym fanem Slayera [no bo KAŻDY młodszy brat którego KAŻDY z nas posiada jest OGROMNYM fanem Slayera – przyp. Pancho Tomaselli]. I któregoś dnia mój braciszek zadzwonił do mnie i powiedział: „O mój boże, brachu! Wiedziałeś, że Dave Lombardo ze Slayera jest OGROMNYM fanem War w którym grasz?!” Odpowiedziałem: „No co ty! Nie miałem o tym pojęcia!” Wtedy brat mi podesłał materiały z tych warsztatów, na których Dave mówił, że jego wielką inspiracją było War co było po prostu niesamowite, bo wszyscy dorastaliśmy w latach 80. i jaraliśmy się Slayerem. W tamtych czasach nie ogarniałem jeszcze angielskiego i jedyne co rozumiałem to moc bębnów w ich kawałkach. To wszystko co słyszałem w Slayerze. Nie skupiałem się na tekstach, nie interesowało mnie co robią gitarzyści, nie było basu [śmiech] w Slayerze, więc jedyną rzeczą jaką słyszałem, była perkusja. I kiedy dowiedziałem się, że Dave jest zwolennikiem kapeli w której jestem, to byłem cholernie podniecony. I gdy pewnego dnia dowiedziałem się, że Dave Lombardo organizuje warsztaty perkusyjne w mojej okolicy, zadzwoniłem do sklepu muzycznego, który je organizował i powiedział: „Hej po prostu musicie mnie wpuścić przed warsztatami bym powiedział 'cześć’ Dave’owi i oddać mu należyty szacunek!” Więc przekazali Dave’owi, że dobija się do niego basista z War i tak się spotkaliśmy i gadaliśmy chyba z 45 minut by na koniec wymienić się numerami telefonów. Dając mu namiary na siebie powiedziałem: „Stary, jeżeli kiedykolwiek będziesz potrzebował bassmana do ogrania ciężkiego albo nawet i nie ciężkiego gówna, to wiesz gdzie mnie szukać!” Dałem mu też adres mojej skrzynki e-mailowej i wszystko ucichło. Po dwu i pół roku do mnie oddzwonił. Tak, 2,5 roku później i co jest najśmieszniejsze to fakt, że mniej więcej w tym czasie urodziła się też moja córeczka i poszedłem do sklepu by kupić jej mały T-shirt ze Slayera. I dwa dni po tym jak cyknąłem fotę mojego malucha w koszulce Slayera, sam pierdolony Dave Lombardo dzwoni do mnie i pyta czy nie chciałbym grać z nim w zespole!
O w mordę, niezła historia!
I tak właśnie powstał PHILM który znacie dzisiaj, bo ten band istniał już pomiędzy Gerrym i Davem od jakiegoś czasu. I wszystko zaczęło się dla mnie od tego telefonu.
I pod kątem muzycznym pasujecie do siebie idealnie! I myślę, że dzięki wspaniałej muzyce jaką tworzycie pomogliście metalowym fanom otworzyć się również na inne gatunki!
Dzięki brachu, że tak mówisz! Wiesz, Polska zawsze była dla nas niesamowitym krajem i polscy fani potrafili nawet polecieć za nami do Londynu. Spotkałem też dziewczynę, która narysowała mnie w kapeluszu w kształcie sera! Nawet w tym momencie jak to mówię patrzę się na tą grafikę! W ogóle to była chyba największa fanka PHILM, bo miała nawet katanę z nami na plecach i przede wszystkim była właśnie Polką! I gdy graliśmy w Londynie to było tam masę Polaków, którzy przylecieli specjalnie dla nas a to przecież kurewski kawał drogi! I jestem z wszego powodu szczęśliwy! I cały band jest wdzięczny całej polskiej rodzinie PH za wsparcie dla nas! Kochamy Polskę!
I Polska was też kocha i pokarzemy jak bardzo podczas tych 4 gigów! I wracając do warsztatów muzycznych – myślałeś kiedyś o tym by samemu przeprowadzić pokazy i zajęcia dla basistów?
Jasne, a w zasadzie to już miałem okazję uczestniczyć w takich warsztatach. Organizowałem je z Rocco Prestią, oryginalnym basistom Tower of Power, którego zastępowałem w tej kapeli, kiedy był w szpitalu. Warsztaty nazywały się „From Funk To Punk” i tak Rocco zajął się funkową ich częścią a ja punkową. Obecnie współpracuję z ESP i staram się przyciągnąć jak najwięcej basistów do tej marki tak jak to zrobiłem z Rocco Prestią z Towerów, Marco Mendozę z Thin Lizzy, Joey’a Verę z Armored Saint, Phila Buckmana z Filter a także artystów jazzowych takich jak Tony Banda czy Rene Camacho. To co chciałbym stworzyć to pewnego rodzaju basową koalicję z którą moglibyśmy ruszyć w trasę z warsztatami. Każdy z nas posiada swoje własne, osobliwe brzmienie i pomyślałem, że moglibyśmy się tym podzielić ucząc innych basistów. Pomysł ogólnie został ciepło przyjęty i myślę, że w przeciągu kolejnego roku uda się zorganizować trasę warsztatową z ciężko brzmiącymi basistami. I tylko z basistami. Bez perkmanów, bez gitarzystów – tylko sami bassmani!
Musicie zatem koniecznie wpaść do Polski z tymi warsztatami!
O tym samym myślałem! Obecnie ESP skupia masę naprawdę niesamowitych basistów, takich jak Bunny Brunel i już wiele razy wspominany Rocco Prestia. Jeżeli chodzi o Rocco to mogę spokojnie nazwać go moim basowym guru – miał ogromny wpływ na mój styl grania. Właściwie to nawet na nowym albumie PHILM jest kawałek, w którym moja linia basowa jest jakby żywcem wzięta z Tower of Power. Gram tam gęsto szesnastkami, a najlepsze w tym jest to, że Dave też gra szesnastkami z tym, że na podwójnej stopie! To brzmi przedziwnie, tak jakby do funkowego Tower of Power włożyć metalową stopę!
I wkrótce polscy fani sami będą mogli usłyszeć współpracę sekcji rytmicznej PHILM na żywo! Studiowałeś w Berklee College of Music, prawda?
Owszem.
A jaka jest twoim zdaniem najważniejsza lekcja dotycząca muzyki, którą wyniosłeś z tej uczelni?
W Berklee nauczono mnie by być profesjonalistą i to nie tylko jeżeli chodzi o muzykę. Znam wielu basistów którzy po prostu skopaliby mi dupsko swoimi umiejętnościami i którzy jednocześnie nie potrafią grać precyzyjnie oraz w odpowiednim rytmie. Czasami trzeba mieć szacunek dla reszty muzyków i gdy ktoś położy przed tobą pewien schemat, to po prostu umieć go rozczytać. Chodzi też o to, by nadmiernie nie kombinować do czasu aż zostaniesz o to wprost poproszony. Tego nauczyło mnie Berklee – bądź profesjonalistą, znaj swoje gówno, przygotuj się i występuj! Bo jeżeli więcej gadasz niż robisz to niczego nie osiągniesz. To jest najważniejsze czego się tam dowiedziałem. I teraz wszystkim powtarzam, że najistotniejsza jest twoja postawa a nie twoje rzeczywiste umiejętności. Jeżeli będziesz miał dobre i profesjonalne podejście do tego co robisz także ogółem w twoim życiu, to osiągniesz w tym sukces. Natomiast kiedy masz postawę typu: „Ha, jestem najlepszym basistą na świecie!” ale tak naprawdę jesteś dupkiem, to daleko nie zajdziesz.
To bardzo mądre słowa Pancho! Mam jeszcze jedno z ostatnich pytań – choć w większości swoimi rozbudowanymi wypowiedziami odpowiedziałeś na większość tych przygotowanych nim w ogóle zostały zadane– co jest dla ciebie najbardziej wyjątkowe w Gerrym i Dave’ie zarówno w kwestii muzycznej jak i tej osobistej?
Osobiście – są moimi przyjaciółmi. To jest nasz band. Nasza relacja nie polega na imprezowaniu i wydurnianiu się, lecz na rodzinnej bliskości. Wspieramy też nawzajem nasze prawdziwe rodziny muzyką, którą tworzymy. I to jest dla mnie najważniejsze, bo jednoczy nas niczym armię i sprawia że w trójkę tworzymy prawdziwy zespół. Nie potrzebujemy mieć ekipy technicznej, sami rozstawiamy swoje gówno i mamy w dupie bawienie się w wielkie gwiazdy rocka. Lombardo był już gwiazdorem chyba z pięć razy więc nam starczy [śmiech] PHILM zajmuje się graniem muzyki. Dlatego nie przebieramy się, nie malujemy się przed gigami i nie używamy wymyślnego oświetlenia. Koncert PHILM to nic innego jak muzycy grający muzykę – nie chodzi tutaj o strzelające w niebo płomienie czy opadające kurtyny. Chodzi o to że idziesz na giga i krzyczysz: „O żesz kurwa patrz na perkusistę! O mój boże ogarnij tego basistę! Patrz na wioślarza co on odpierdala!” Dla mnie to właśnie jest najistotniejsze w kapeli – to że jesteśmy razem, że wszyscy piszemy muzykę i że się nawzajem kochamy. Jesteśmy już za starzy na pozerkę, nikogo nie staramy się naśladować, a brzmienie PHILM wzięło się z milionów kawałków które przesłuchaliśmy w ciągu naszego życia i które na nas wpłynęły. I brzmimy ciężko, bo jesteśmy zajebiście wkurwieni tym co dzieje się ze światem. I kolejny album będzie jeszcze bardziej przejebanie cięższy od poprzedniego, ale w nieco inny sposób, bo każda płyta PHILM jest i będzie inna. Tacy właśnie jesteśmy, tworzymy to co nam się podoba i nie chcemy ograniczać się jakąkolwiek formą. Z tego powodu należę do PHILM – jest po prostu kreatywny i mam w nim prawdziwych przyjaciół, którzy mówią: „Graj co tylko zechcesz. Piszmy twórzmy!”. Natomiast w innych zespołach wygląda to tak, że ktoś zawsze ci mówi co masz zrobić i jak coś zagrać oraz jest masa niepotrzebnej paplaniny. I jestem szczęściarzem, że udało mi się odnaleźć w PHILM przyjaciół, ludzi, którzy nadają na tych samych falach co ja. I tak jak ci mówiłem wcześniej człowieku, jesteśmy już za starzy. Mam już 40. na karku, a powinienem przecież grać właśnie taką muzę jak miałem 18 lat, jak tak w ogóle mogło się stać? [śmiech] No ale najważniejsze że gramy ją teraz! I inny dziennikarz w wywiadzie stwierdził: „Hej jesteście jak starzy rock’n’rollowcy!” na co ja mu odpowiedziałem: „To gdzie w takim razie jest młoda krew? Gdzie są starzy rockowcy, którzy dalej chcą grać rocka?” I to wszystko w tym temacie. Ja mam 40 lat, Dave i Gerry po 50… nie jesteśmy może już młodzi, ale wciąż chcemy napierdalać muzykę najmocniej jak tylko potrafimy.
I wychodzi wam to po prostu perfekcyjnie!
Dzięki! I tak to po prostu wygląda – nie ma tu miejsca na pozerkę, bo chodzi przede wszystkim o muzykę. I często denerwuje mnie gdy podbijają do nas goście i mówią: „Hej stary, a macie swoje koszulki na sprzedaż?” na co odpowiadam: „Tak, mamy płyty oraz T-shirty ale do zamówienia tylko przez neta, bo przyjechaliśmy tutaj grać. Nie chcę targać ze sobą wczędzie pierdolonych pudełek pełnych jakiegoś dziadostwa” Jedyna rzecz jaką chcę ze sobą mieć to moja gitara i mój pedalboard bym mógł wyjść na scenę i zagrać dla was jak bestia! Więc jeżeli chcielibyście kupić nasze krążki i ciuchy to zamówcie je online! A jak ludzie się oburzają: „Dlaczego nie macie ze sobą swojego merchu?!” to mówię, że wolę się skoncentrować na moim basiurze, na moich łapach a nie na liczeniu ile mi jeszcze T-shirtów zostało. Poza tym cła, podatki, transport tego wszystkiego… po prostu zamawiajcie przez neta – amazon.com [śmiech]
Słyszeliście co powiedział Pancho? Zamawiajcie online i nie męczcie go na gigach! I mam dla ciebie już ostatnie pytanie. Co chciałbyś przekazać polskim fanom przed waszymi zbliżającymi się koncertami?
O proszę, bardzo dobre pytanie. Moja wiadomość brzmi następująco: czekałem aż 4 lata by do was wrócić i specjalnie dla was zagrać. Taka jest moja wiadomość do was. Gdy pierwszy raz graliśmy w Polsce było wspaniale ale za krótko. Poza tym byliśmy stosunkowo młodą stażem kapelą gdy u was wtedy graliśmy. Teraz nasza muza jest tak cholernie gęsta, że po prostu nie mogę się doczekać aż moi polscy przyjaciele w końcu będą mogli się w niej zatracić! I mam dla was jedną radę – weźcie ze sobą zatyczki, bo zgwałcimy wasze uszy!
[śmiech] I tego właśnie oczekujemy!
Więc weźcie te zatyczki, napijcie się mocnej wódy, zajarajcie dobre zioło i przyjdźcie na PHILM, bo będzie zarąbiście!
Będzie więcej niż zarąbiście i na pewno przepcham się pod samą scenę!
Dzięki, brachu!
I tak kończymy nie tyle wywiad, lecz rozmowę z Francisciem 'Pancho’ Tomasellim!! Mówił dla was Mateusz 'Mate’ Sendecki z portalu DeathMagnetic.pl. I nie mogę się doczekać aż zobaczę cię na żywo w akcji Pancho! Dzięki wielkie!
Cała przyjemność po mojej stronie i tak jak już mówiłem do moich ziomków, przyjaciół i rodziny PH z polski, my też nie możemy się doczekać tych gigów i… KURWA [wypowiedziane niemalże bez obcego akcentu]nadchodzimy skurwysyny!