Dla wszystkich fanów alternatywnego i nisko strojonego metalu najnowsza płyta grupy Obscure Sphinx była ważnym wydarzeniem w 2013 roku. „Void Mother” wywołało niemałe zamieszanie na polskiej scenie zbierając często wysokie noty w recenzjach. O zespole jako takim, komponowaniu, trasach i oczekiwaniach muzyków rozmawialiśmy z gitarzystami zespołu – Tomaszem „Yony” Jońcą oraz Aleksandrem „Olo” Łukomskim. Zapraszamy do lektury!
DeathMagnetic.pl: Zaczynamy – odczuwacie jeszcze tremę? Czy trasa z Behemothem była dużym wyzwaniem?
Tomasz „Yony” Jońca:
Wiesz co… trema jakaś to zawsze jest, ale zagraliśmy już pewnie ze 100 koncertów, każdy ma jakieś doświadczenie, więc w takim kontekście, to nie. Trasa z Behemoth była wyzwaniem przede wszystkim logistycznym bo musieliśmy dojechać na 14.00 z Gdańska do Katowic, a kierowcy nie zatrudniamy. Jeśli chodzi o wyzwanie emocjonalne to trochę zawsze, ale jesteśmy pewni swoich umiejętności i przygotowania, także byliśmy mocno ukierunkowali na to, że się uda bez wpadek!
Co czujecie po koncertach? Czy po wyjściu na dużą scenę i wkroczeniu na pewien stopień profesjonalizmu wciąż schodzenie na backstage po godzinnym secie to burza emocji i gwarantowane Katharsis?
Aleksander „Olo” Łukomski:
Zdecydowanie Katharsis to świetne słowo. Na scenie dajemy z siebie wszystko, to rytuał. Z jednej strony psychiczny, z drugiej fizyczny, bo nie da się grać naszej muzyki bez cielesnej ekspresji. Na koniec jesteśmy kompletnie „spompowani”, ale i zadowoleni. Nie ma znaczenia czy grałeś właśnie koncert w piwnicy dla 50 osób, czy w Stodole dla 1500, emocje zawsze są ogromne. Tuż po koncercie oczywiście mamy też dużo przemyśleń technicznych – co można zrobić lepiej i to tez omawiamy od razu po zejściu ze sceny.
Obscure Sphinx to już praca czy wciąż „jedynie” pasja?
Aleksander „Olo” Łukomski:
Jedno i drugie – ale czy można sobie wyobrazić coś lepszego niż praca połączona z pasją? Pasja nie zniknie, a pracę chcemy pogłębiać, każdy z nas chciałby utrzymywać się z muzyki, ale jest to niesłychanie trudne, zwłaszcza w gatunku, w którym czujemy się naturalnie.
Tomasz „Yony” Jońca:
Na razie pasja, ale poważna, z widokami na przyszłość. Powiedzmy, że gwarantujemy póki co pełen pół-profesjonalizm!
Czy w związku z tym granie koncertów i wejście w pewnego rodzaju rutynę oznacza jakiś uszczerbek dla emocji towarzyszących kolejnym występom?
Aleksander „Olo” Łukomski:
Ciężko to powiedzieć, koncertów póki co gramy kilkanaście, kilkadziesiąt rocznie, więc nadal jest to dla nas odskocznia od codzienności – podchodzimy do tego mega entuzjastycznie. Porozmawiamy jak będziemy po trasie, która będzie trwała pół roku. Na pewno wtedy wdaje się rutyna, ale są sposoby, żeby sobie z nią radzić – zmiana setlisty, jammowanie i tak dalej.
Jak powstało „Void Mother”? Lubicie się naradzać i „na sucho” obmyślać kierunek, w jakim pójdziecie czy to się dzieje przy okazji grania?
Tomasz „Yony” Jońca:
Muzycznie zawsze to jest żywioł. U nas jest najpierw emocja, improwizacja, dopiero potem kształt. Jeśli chodzi o resztę to może jest to element jakiegoś planu, ale raczej dość mglistego. Nie siadamy i nie kminimy misternej konstrukcji naszej kariery.
Poszliście kiedyś na kompromis? Czy był taki riff albo koncepcja, przy której powiedzieliście „nie, to nie przejdzie, jest zbyt awangardowe”?
Aleksander „Olo” Łukomski:
Przy Void Mother mieliśmy kilka motywów bardziej odważnych, przy których przez chwilę zastanawialiśmy się, co ludzie sobie pomyślą, ale wszystkie przeszły i możecie je usłyszeć na płycie. Chcemy kreować swój styl, a nie podążać za czyimś. To my definiujemy jakie jest Obscure Sphinx. Jasne, że nasza muzyka jest w pewien sposób określona i nie będziemy raczej grać blastów 280 bpm, choć jeśli będzie miało to swoje miejsce w piosence to czemu nie… Co więcej, w tym gatunku muzycznym bardzo łatwo o nudę i powtarzalność, dlatego tym większą mamy potrzebę robienia rzeczy świeżych.
Płyta „Affliction” autorstwa Blindead była swojego czasu pewnego rodzaju zaskoczeniem i przyniosła zespołowi większą rozpoznawalność. Czy wydanie „Void Mother” w niedużym odstępie czasu po „Absence” traktujecie jako rywalizację z kolegami z polskiego post-metalowego świata?
Tomasz „Yony” Jońca:
Może tak to jakoś wyglądało z zewnątrz wcześniej, ale nigdy takiego poczucia nie mieliśmy. No bo gdzie taka konkurencja miałaby być widoczna? Przyjeżdża gwiazda typu Neurosis i kogo wybiorą na support? „Bezsęsu”. A w tej chwili to w ogóle poszliśmy w tak różnych kierunkach muzycznie, że nawet chyba nie możemy mówić o jednej szufladce w muzyce.
Olo, w jednym z wywiadów mówiłeś, że zachwyciła Cię w tym roku nowa płyta The Ocean – „Pelegial”. Faktycznie, jest to istny sludge’owo-progresywny majstersztyk. Tutaj rodzi się kolejne pytanie – czy porównania do kapel takich, jak Neurosis, Isis, Cult of Luna czy właśnie The Ocean to dla Was komplement najwyższej próby? Czy jednak zawsze pozostaje nutka rozczarowania samym faktem bycia do kogoś porównywanym?
Aleksander „Olo” Łukomski:
Takie porównanie zawsze jest miłe, sami aspirujemy do takiego poziomu kompozycyjnego majstersztyku. Ale z takimi porównaniami trzeba uważać, daleko nam do statusu legendy.
Nie mogłem wyjść z podziwu, gdy na Neurosis w Warszawie w 2013 roku pewna grupka fanów zaczęła rozkręcać pogo, z całkiem niezłym efektem. Zdarza się to też na Obscure Sphinx? Jeśli tak, to lubicie ten widok, czy wolicie patrzeć na zasłuchanych, będących w transie ludzi?
Aleksander „Olo” Łukomski:
Ja mam duże zaplecze metalowo-metalcore’owe i sporym zaskoczeniem dla mnie było, ze ludzie na koncertach Obscure Sphinx po prostu stoją. Ale wiesz co… Zaczynam to doceniać nawet bardziej niż mosh. Ludzie nie stoją, bo są znudzeni, tylko słuchają, machają głowami, każdy przeżywa na swój sposób, ale nie musi uderzać cielskiem o innego fana. Może to starość, ale sam preferuję taki styl przeżywania muzyki. Choć zdarza mi się i uczestniczenie w wielkich circle pitach na Machine Head. Największą nagrodą jest to, kiedy publika odzywa się dopiero na koniec koncertu. To jak w teatrze po sztuce, w kinie po doskonałym filmie kiedy ludzie biją brawo.
Wracając do komponowania, dopuszczacie myśl nagrania albumu lżejszego, wyżej nastrojonego, odstawienia barytonowych gitar w kąt? Innymi słowy, macie w planach konsekwentne dążenie do wypracowania własnego stylu czy możliwe jest, że kiedyś zaskoczycie dotychczasowych fanów czymś zupełnie innym?
Tomasz „Yony” Jońca:
Nigdy nie mów nigdy, aczkolwiek mnie już od parunastu lat „normalnie” nastrojone instrumenty jakoś nie grają, nie czuję mocy, więc na razie takiej ewolucji nie widzę. A co do stylu to nieskromnie powiem, że chyba jakiś tam już wypracowaliśmy…
Co Was, jako artystów, najbardziej przyciąga w muzyce, koncertowaniu? O czym myśli zespół Obscure Spinx podczas swoich kolejnych sukcesów, na co się zapatruje?
Tomasz „Yony” Jońca:
Banalnie, o tym, żeby iść dalej i wyżej. A w koncertowaniu… wiesz, każda sztuka to burza emocji a także ogromny wysiłek fizyczny. Więc jak już pisałeś wcześniej, jest to pewien rytuał oczyszczający. Jesteś na scenie i nie myślisz o tym, że w domu leży sterta rachunków, że córka szuka pracy i nie może jej znaleźć, że trzeba dach w domu naprawić bo cieknie, że ojciec po raku jara jak smok dalej i że znów go wysyłają na tomografię… Innymi słowy odrywasz się od codzienności chociaż na tę godzinę czy nawet trochę więcej, bo przyjeżdżasz na miejsce i jest sporo roboty, rozpakować się, rozstawić graty, zrobić soundcheck… A dodatkowo to niesamowite uczucie widzieć, że to co robisz komuś się podoba i kogoś kręci. To nobilituje.
A o czym marzy?
Tomasz „Yony” Jońca:
Ja tam marzę, żeby grać próby od 10.00 do 16.00 🙂
Aleksander „Olo” Łukomski:
Ja o trasie po całym świecie.
Jakie są Wasza oczekiwania na 2014 rok względem zespołu?
Aleksander „Olo” Łukomski:
Nasz priorytet to koncerty. Polskie oczywiście też, ale przede wszystkim zagraniczne. Jesteśmy w trakcie planowania trasy po Europie, mamy też różne propozycje grania poza naszym kontynentem… Zobaczymy, co z tego uda się zrealizować.
Na jakie albumy najbardziej czekasz i z jakimi wiążesz największe nadzieje?
Tomasz „Yony” Jońca:
Dirge – „Hyperion” to przede wszystkim. Nie słuchałem jeszcze od deski do deski „The Satanist”, a co więcej? Nawet nie wiem co ma się ukazać w tym roku 🙂 Może nowe Eryn Non Dae będzie jakieś? Muszę sprawdzić. Na pewno posłucham nowego wydawnictwa CONAN, z ciekawości sięgnę po nowy Tryptikon i postaram się przypomnieć sobie młodość za sprawą Flotsan & Jetsam!
Aleksander „Olo” Łukomski:
Ja czekam na kilka klasyków tj. Down, Machine Head, chyba Testament ma też coś wydać. Na pewno wyjdzie Mastodon, podobno Deftones mają coś komponować… O wielu pewnie nie pamiętam, ale szykuje się niezły rok!
Mam nadzieję, że niezły będzie również dla Was. Dzięki za rozmowę!
Również dziękujemy i do następnego razu!
Rozmawiał: Bartosz Pietrzak