Lars o swojej miłości do jazzu i wszystkim, co z nim w jego życiu związane, rozmawiał z Jamim Cullumem, a ten wyemitował owy wywiad w BBC Radio 2 w swoim show. Dostępny jest już zapis całej audycji (tutaj – tylko przez najbliższe 6 dni!), którą streszczamy dla Was w najważniejszych faktach wewnątrz. O tym, skąd w ogóle wziął się pomysł na gadkę z Larsem o jazzie, gospodarz powiedział:
„Na długo nim polubiłem jazz byłem fanem muzyki heavy-metalowej. Metallica jest tym jednym zespołem, który naprawdę się dla mnie liczył w moich początkach. Zawsze interesowałem się techniczną wirtuozerią wymaganą do grania zarówno jazzu jak i heavy metalu. Gdy odkryłem, że Lars Ulrich, jeden z założycieli Metalliki, lubi jazz, musiałem ściągnąć go do mojego show w Radio 2.”
[start ok. ~28 minuty]
-> 'Enter Sandman’ [radiosłuchacze zaczynają nadsyłać skargi?]
Lars opowiada o swoim ojcu, który poza grą w tenisa grał też na klarnecie, a z czasem na saksofonie w jazzowych duńskich bandach w Kopenhadze (muzykę miał w sercu, sport był bardziej dla pieniędzy). W Skandynawii, w Danii, w Kopenhadze ścierały się kultury, wielu amerykańskich muzyków się tam zjawiało, publika odbierała ich bardzo dobrze, niektórzy nawet osiadali w okolicy, a Torben Ulrich się z nimi zaprzyjaźniał, zapraszał do domu. Lars z jazzem miał do czynienia więc od dziecka.
Dexter Gordon był jego ojcem chrzestym, bliskim przyjacielem ojca. Sonny Rollins, Ben Webster – z nimi również się zadawał, zaś Don Cherry mieszkał dwie ulice dalej. Jego córka, Neneh Cherry*, bawiła się z Larsem.
* Lars dopowiada, że ’- jak wiemy – jest artystką popową’, ale de facto pop uprawia jej siostra (Titiyo), zaś Neneh siedzi w hip-hopie, dj-ce itp.
Lars z początku był po prostu wystawiony na jazz, był nim otoczony. Potem w jego życiu nastał hard-rock, następnie płyta-trasa-płyta-trasa i tak do długiego urlopu przed LOAD, gdy miał wiele czasu dla siebie i mógł sięgnąć po inne rzeczy, które lubił. Jazz przypominał mu o dzieciństwie już w późnych latach ’80, zwłasza subtelny saksofon „wójka” Gordona (facet być ogromny, a Lars przy nim taki malutki) – to jego najlepsze wspomnienia z lat ’60 i ’70 w domu.
Muzyka była dla Larsa pasją, sanktuarium, w które uciekał od tenisa. Z początku *’75-’80) po przeprowadzce do USA był pewien, że pójdzie w sportowe ślady ojca. Gdy wylądowali w LA, nie był w czołówce 10 najlepszych tenisistów swojej dzielnicy (w Danii byłw top 8), więc był to mały prztyczek w nos. Muzyka nadal stanowiła tylko zabawę.
W pewną słoneczną niedzielę 1973r. w Danii miał miejsce jednocześnie turniej tenisa i koncert Deep Purple na tym samym obiekcie, na który gracze mieli darmowe wejściówki. Ojciec zabrał go na ten koncert i od tego czasu DP stało się dla Larsa niezwykle ważne w życiu.
Chciałby myśleć, że wiedza o jazzie miała wpływ na jego grę. Nigdy nie podobała mu się typowa, konserwatywna filozofia rockowego światka, że lubienie czegoś odmiennego, np. Eltona Johna, muzyki klasycznej, itp. sprawia, że przestajesz być prawdziwym metalem, że jesteś pozerem, że się sprzedałeś. Było to dla niego absurdalne, bo w dzieciństwie wraz z ojcem słuchał wielu rzeczy. Wyraźnie pamięta, jak tatuś chciał go przekabacić na brzmienia typu Jack DeJohnette, Ornette Coleman, czy James Blood Ulmer – jazz progresywny, gdzie perkusja była niewyobrażalnie skomplikowana, wyszukana. Lars z kolei wolał proste uderzenia brytyjskiego metalu (np. Saxon), które – choć bardziej prostolinijne – miały więcej mocy, charakteru. W zw. z tym często o tym debatowali, puszczając sobie swoje rzeczy wzajemnie. Stary Ulrich lubił jednak Motorhead, bo tamtejsza perkusja (ówcześnie w wyk. Phila Taylora) odstawała na tle większości 'kwadratowych’ – jak je określał – rytmów.
Na uwagę Culluma, że dostrzegł w jego grze momenty, na które wpaść mógł tylko ktoś interesujący się jazzem, Lars odpowiada, że zawsze był zainteresowany zabawą utworami, sprawdzaniem, dokąd można z nimi zajść, co można zrobić nietypowo, zakrzywić, zabawy tempem, dynamiką i to niewątpliwie wzięło się z jazzu, bo trudno by było inaczej po takich doświadczeniach z dzieciństwa. Wiele nauczył się z nagrań jazzowych (przywołuje Colemana, wymawia rytm 1-2-3-4, 2-2-3-4). Nigdy nie nauczył się gry rockowej, lekcje dotyczyły samych podstaw, nigdy nie miał prawdziwego treningu, to co potrafi podejrzał u ludzi, których podziwiał.
-> 'Battery’ [skargi zmieniają się w pogróżki]
Fanom hard-rocka Lars poleciłby na początek jazzowej przygody album 'Kind of Blue’ [Milesa Davisa], który jest tym, czym 'Back In Black’ [AC/DC] jest dla hard-rocka (przy okazji wspomina, jak jego dzieci podczas jazdy samochodem domagają się tej płyty, proszą, by np. puścił 'Shoot To Thrill’ – aktualnie mając kolejno 10 i 12 lat odkrywają już te klimaty, m.in. również Guns N’ Roses, Black Sabbath, czy samą Metallikę). To nadal brzmi świeżo, nadal chce się tego słuchać w kółko, to muzyka uniwersalna.
Poniżej 'So What’.. ale nie to, którego byście oczekiwali. To 'So What’ z wyżej poleconej przez Larsa płyty:
httpv://www.youtube.com/watch?v=DEC8nqT6Rrk
Lars stwierdza, że było naprawdę miło i pyta, czy nie mógłby dzwonić częściej. Po kawałku Dextera Browna prosi o Ronniego Scottsa.
Host zdradza, że Lars powiedział mu wychodząc z budynku, że zwykle nie cierpi wywiadów, ale ten był naprawdę przyjemny, bo świetnie jest w końcu nie mówić zbytnio o sobie samym.
A teraz łączymy oba światy (czy ktoś tego jeszcze nie widział?):
httpvh://www.youtube.com/watch?v=OBmM79YadYM